Wracamy do tematu Dębowego Lasku przy ulicy Urszuli/Amelii, w sąsiedztwie Hotelu Leśnego za CRS. Wyjątkowego terenu zielonego, bo największego skupiska dębów w mieście. Rośnie tam kilkadziesiąt dębów – od niemal podchodzących pod pomniki przyrody, po stosunkowe młode, kilkudziesięcioletnie.
Staraliśmy się w jednym z ostatnich działań o wpisanie obszaru do rejestru zabytków ożywionych, jako bezpośrednie otoczenie historycznego domu winiarskiego przy Amelii. Niestety nie udało się. Wpisany został sam dom, bez otoczenia. Czy jest szansa, że ostoja dębów pozostaną w formie oficjalnego terenu zielonego? Rośnie tam blisko 100 drzew tego gatunku oraz kilka platanów. Jest to gotowy i unikatowy park drzew liściastych, korespondujący z terenem wokoło (obiektu sportu i rekreacji, zabytkowa tkanka miejska).
HISTORIA
Historia związana jest z miejską spółka Aquareną, powołaną do życia w w 2001 r. w celu wybudowania miejskiego basenu na miejskim gruncie przekazanym spółce jako wkład własny Miasta. Właścicielami spółki było Miasto (początkowo 70% udziałów) i 3 przedsiębiorców. Ostatecznie udziałowcami stali się biznesmen Leszek Jarząbek (51%) oraz Miasto (49%). Basen, po zmianie władzy, powstał w innym miejscu, a obaj akcjonariusze spółki przez lata nie mogli dogadać się co z ich wspólnym gruntem zrobić. Spółka przynosiła straty, jej dług rósł.
W 2009 r. deweloper proponował miastu: spłacenie wszystkich długów proporcjonalnie do posiadanych udziałów lub zamianę swojej części na inny grunt o powierzchni ok. 2,8 ha lub sprzedaż swoich udziałów za 3,5 mln zł lub odkupienie udziałów miasta za 3,5 mln zł oraz likwidację spółki.
Decyzję mieli podjąć radni, jednak nie doszli do porozumienia. Mówiono wówczas m.in. o kryzysie (Jacek Budziński, że miasta nie stać). Zdania były podzielone, jednak jeszcze w 2011 r. radni w większości nie godzili się na zmianę przeznaczenia działki z terenu rekreacyjnego-sportowego na usługowo-mieszkalny (12:9). Już wtedy optował za tym Wiceprezydent Dariusz Lesicki, a wtórował mu Filip Gryko, który w Radzie Miasta do dziś reprezentuje interes deweloperów. Tym sposobem miasto miało więcej zyskać, kiedy komornik sprzeda ziemię.
Epopeję w 2012 r. przerwało realne widmo licytacji komorniczej. Prezydent Janusz Kubicki proponował wtedy dwa rozwiązania: wykupienie udziałów od państwa Jarząbków i wygaszenie spółki – ze względu na potrzebę spłacenia zaległych długów kosztowałoby to budżet miast około 4 mln pln lub przeniesienie udziałów miasta na państwa Jarząbków – wtedy oni musieliby zapłacić, a do budżetu w sumie mogłoby wpłynąć ok. 3-3,5 mln pln. Radni (Budziński, Urbaniak) proponowali, by po ew. wykupie działkę przekształcić w budowlaną, a zakup byłby inwestycyjny.
Nie doszło do porozumienia na kolejnych sesjach rady miasta.
Doszło do licytacji. Deweloper w 2012 r. odkupił grunt po bankructwie spółki za… 3 mln pln. Zaczął starać się o zmianę przeznaczenie terenu z funkcji rekreacyjnej na funkcję mieszkaniowo-usługową. Miasto straciło ziemię, Jarząbek zyskał ją po atrakcyjnej cenie. Postawił i stawia bloki w Zielonej Górze od kilkunastu lat, m.in. przy ul. Obywatelskiej, Staszica, Zachodniej, Waszczyka, Długiej, na Starej Winiarni, przy Lisiej, Zdrojowej, Suwalskiej oraz w Poznaniu. Od początku liczył, że radni zgodzą się na zmianę przeznaczenia ziemi z rekreacyjnej na budowlaną – nie mylił się. Miasto ostatecznie poszło na rękę deweloperowi, przystępując do zmiany planu zagospodarowania, za nic mając wieloletnie plany, by powstały tam m.in. korty tenisowe, a działka miała przede wszystkim zielony rekreacyjny charakter.
Planom budowy osiedla sprzeciwili się mieszkańcy. Zorganizowali głośny protest, pojawili się na Komisji ds. Rozwoju (wówczas przewodniczył jej Filip Gryko). Przytaczamy kilka cytatów z artykułu Kosmy Zatorskiego (link na końcu tekstu) „- Z nami nikt nie rozmawia. Wszyscy myślą tylko o dobrze inwestora, który zrobi interes życia na tym! – tłumaczyli. I żalili się na niejasną politykę komunikowania się prezydenta z mieszkańcami.” Na jakiś czas udało się zahamować zamierzenia inwestora, który jednak zdążył już wyciąć las. Mówił o kortach, stanęło na blokach. Bronił go Filip Gryko: „Czy inwestor pokazywał, że wycinka jest pod korty czy nie, to nie było ważne. To teren prywatny. Do wycinki deweloper mógł przedstawić sobie tylko koncepcje, czego chciał. Ja sam byłem zwolennikiem, by już wcześniej zmienić tę działkę pod zabudowę wielorodzinną. Wtedy miasto mogłoby więcej na tym zarobić. Doskonale wiemy, że temat budowy bloków nas w końcu dogoni. Jarząbka stać na to, żeby sobie wynająć kort, gdy chce pograć w tenisa. Przecież nie kupił 5 hektarów ziemi, żeby sobie korty postawić”. Mieszkaniec osiedla Doliny Zielonej: „Jeśli ktoś przychodzi i mówi, że raz robi korty, a raz bloki, to nie jest okej. Jakim państwo jesteście gospodarzem miasta, że zgadzacie się na coś takiego?” Gryko: „- Jeśli to jest oszustwem, to niestety prawo na to pozwala” (https://zielonagora.wyborcza.pl/zielonagora/7,35182,19568516,jarzabek-chce-zmienic-plan-zamiast-kortow-bloki.html)
To nie pierwszy przypadek w mieście, gdy inwestorzy kupują po okazyjnej cenie ziemię, która nie jest przeznaczona pod budownictwo wielorodzinne, a następnie przy dużej przychylności prezydenta i jego radnych forsują zmianę jej przeznaczenia.
W 2020 r. było można składać uwagi do zmiany studium na tym obszarze. Apelowaliśmy przede wszystkim o utrzymania dotychczasowego przeznaczenia terenu, w szczególności zachowanie dębowego lasku, znajdującego się na sprzedanym terenie. Opinia nie została wzięta pod uwagę.
Nie ma złudzeń, że cała sprawa to konflikt interesu publicznego z prywatnym i rozwoju ze środowiskiem naturalnym. Jest to przykład braku perspektywicznego myślenia i braku realnego zainteresowania urzędników miastem i jego przyszłością. Przykład bagatelizowania interesu społecznego, potencjału przyrodniczego i oddawania łatwą ręką naszych miejskich zasobów prywatnym inwestorom, którzy bogacą się przez mniej lub bardziej nieświadomy, ale z pewnością układowy, sposób zarządzania miastem.