/Tekst: Sebastian Pilichowski/

W Zielonej Górze mogło powstać Lubuskie Centrum Bioróżnorodności (LCB), które miało obejmować ogród botaniczny, ogród zoologiczny, muzeum przyrodnicze oraz ośrodek rehabilitacji zwierząt (tzw. azyl). Jednak jedynie pracownicy ogrodu botanicznego w pocie czoła zdołali po ośmiu latach od otwarcia doprowadzić do wprowadzenia zielonogórskiego ogrodu botanicznego do Rady Ogrodów Botanicznych i Arboretów w Polsce oraz zdobycia statusu prawdziwego ogrodu botanicznego, zgodnego z ustawą o ochronie przyrody. Natomiast trzy kolejne elementy układanki zostały zrealizowane w wersji mocno uproszczonej, nie dającej dużego światła nadziei na uzyskanie pożądanego charakteru.

Mowa tu o MiniZOO „Bajkowa Zagroda”, która przypuszczalnie już nigdy nie stanie się prawnie ogrodem zoologicznym, podobne problemy będzie miało Centrum Przyrodnicze, aby stać się muzeum przyrodniczym (pierwszym w Polsce! Nadal nie ma w Polsce muzeum historii naturalnej, a realna szansa, by takie powstało w Zielonej Górze została zaprzepaszczona). I koniec końców, pod presją społeczną, powołano Ośrodek Rehabilitacji dla Zwierząt Chronionych Prawem, który od dwóch lat działa bez przyłącza prądu i wody, a odpady odzwierzęce (odchody) nie są odbierane do właściwej utylizacji (np. odchody chorych ptaków leczonych antybiotykami).

Niniejszy tekst to próba podsumowania tego, co na tle ostatnich niemal dziewięciu lat dzieje się w oparciu o planowane jeszcze w 2009 roku Lubuskie Centrum Bioróżnorodności. Każdy powinien oczywiście sobie sam odpowiedzieć na szereg pytań o to, czy nasze miasto nie zasługiwało na wartościowe wielopłaszczyznowo placówki przyrodnicze. Takie, które edukują, uczestniczą w promowaniu nauki, wspomagają ze wzajemnością uniwersytet, budują wizerunek miasta, wzmacniają ruch turystyczny, a z czasem stają się chlubą Zielonej Góry, regionu i w konsekwencji kraju. Nie jest, czy raczej nie było to niemożliwe.

Tytułem wstępu

Co mogło być i co otrzymaliśmy – zdaje się, że szybko zapominamy o kontraście pomiędzy planami         i efektem finalnym. Czy ktoś pamięta jeszcze, że w Zielonej Górze miało powstać Lubuskie Centrum Bioróżnorodności (LCB), twór unikalny w skali kraju?

(zobacz: W Zielonej Górze będziemy mieć muzeum przyrodnicze

Przy Uniwersytecie Zielonogórskim ma powstać Lubuskie Centrum Bioróżnorodności – Muzeum Przyrodnicze (LCB – MP).  )

LCB miało składać się z kilku tworów, współdziałających na licznych polach (edukacja przyrodnicza, muzealnictwo i gromadzenie zbiorów celem ich opracowania naukowego, prowadzenie badań naukowych, stworzenie miejsc praktyk i doskonalenia zawodowego w zakresie nauk przyrodniczych, ochrona zagrożonych gatunków, ale również uczestniczenie w życiu kulturalnym miasta, stworzenie miejsc ciekawych dla mieszkańców i turystów oraz… długo by wymieniać). Wspomniane twory to: istniejący ogród botaniczny, planowany wówczas ogród zoologiczny, działające przy nim ambulatorium dla zwierząt hodowlanych i dzikich oraz oczywiście muzeum przyrodnicze.

Z całego pakietu przetrwał tylko ogród botaniczny, który na mocy zezwolenia uzyskanego z Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska prowadzi działalność pod nazwą Ogród Botaniczny Uniwersytetu Zielonogórskiego. Innymi słowy jednostka w ciągu 8 lat swojej działalności w niewielkim składzie osobowym i przy niskim nakładzie budżetowym była w stanie spełnić wymogi zapisów ustawy o ochronie przyrody i stać się pełnoprawnym ogrodem botanicznym. Co to oznacza? Tyle, że poza nowymi obowiązkami pojawiły się prawa, np. do pozyskiwania, uprawy i tzw. ochrony ex situ („poza miejscem”) gatunków rodzimych, zagrożonych wymarciem lokalnie lub w skali kraju.

Ogród Botaniczny, fot. An Krasko

 

Podobnie miało być z ogrodem zoologicznym, placówką, której działalność również określa powyższa ustawa. Ogród zoologiczny i botaniczny to docelowe miejsca edukacji, nauki i ochrony gatunkowej w pierwszej linii, z kolei funkcje służące turystyce i rekreacji są stawiane w drugiej kolejności. Czy to źle? Nie, ponieważ np. prowadzenie upraw gatunków wymierających nie może być narażone na wzmożony ruch turystyczny, zatem niekoniecznie turysta zobaczy taką uprawę. Jeżeli istnieje ryzyko zniszczenia roślin, ogród może zdecydować o wydzieleniu części placówki, aby była niedostępna dla turysty. Podyktowane jest to słusznymi działaniami na rzecz ochrony przyrody. Co nie znaczy, że ogrody botaniczne chowają zawsze gatunki chronione przed gośćmi. Bowiem pokazywanie ich ma także potężną wartość edukacyjno-poznawczą.

Początki koncepcji zielonogórskiego minizoo

Stworzenie nowego ogrodu zoologicznego nie jest sprawą prostą już na poziomie koncepcji i pierwszych chwil jej wdrażania. Pozyskanie pozytywnych opinii od dyrekcji kilku ogrodów zoologicznych w kraju nie należy do rzeczy banalnych. Niemniej, dzięki staraniom pracownika Wydziału Nauk Biologicznych (WNB) Uniwersytetu Zielonogórskiego (kilka lat temu opuścił Zieloną Górę) takie zgody udało się uzyskać. Zatem nasze miasto miało zielone światło, aby stworzyć rzeczywiście wysokiej jakości i wartości twór. Kilka razy ogłaszano zamówienie na przygotowanie projektu minizoo na prawach ogrodu zoologicznego, gdzie plany zakładały budowę placówki w trzech etapach.

Na czym zbudowana była koncepcja? Na opiniach i sugestiach opiniujących dyrektorów trzech polskich ZOO, na warunkach środowiskowych (leśne otoczenie ogrodu botanicznego), na globalnych trendach prowadzenia placówek tego typu, na dorobku pracowni hodowlano-muzealnej WNB (o niej zaraz) i oczywiście możliwościach finansowych. Warto poświęcić tu kilka słów o pracowni hodowlano-muzealnej Wydziału Nauk Biologicznych UZ. Założona w 2006 roku, zaczynała swą działalność w jednym pomieszczeniu budynku A-8 przy ulicy Prof. Z. Szafrana 1, aby zakończyć działalność we wrześniu 2014 roku w pałacu w Nowym Kisielinie, który należy do Uniwersytetu. Na przestrzeni lat swej działalności, studenci mieli szansę poznawać rozmaite aspekty hodowlane zwierząt egzotycznych reprezentujących całą gamę grup systematycznych (od owadów przez rozmaite kręgowce).

Zacieśniały się również współprace z Poznańskim Ogrodem Zoologicznym i Wrocławskim ZOO. Niestety ta struktura Wydziału została rozwiązana. Szkoda, bo dzięki nim postanowiono podjąć rozmowy w kierunku dwóch tematów: powołanie w Zielonej Górze ogrodu zoologicznego i muzeum przyrodniczego. Przypominacie sobie Festiwal Nauki organizowany przez UZ i Miasto Zielona Góra z czerwca 2012 roku? To wówczas pracownicy i studenci WNB skręcali na deptaku szkielet nosorożca białego, prezentowali żywe okazy egzotycznych gatunków bezkręgowców czy oferowali przekąski z owadów (wszystkie się rozeszły w ciągu pierwszych godzin Festiwalu). Nie mniej atrakcji Pracownia zapewniała w latach wcześniejszych. Prowadził ją ten sam naukowiec, któremu powierzono stworzenie i nadzorowanie realizacji koncepcji zoo i muzeum przyrodniczego. Obie jednostki doczekały się innej koncepcji, nieco lub bardzo oddalonej od wysokiej naukowości i akademickości.

Cukierkowe minizoo o gorzkim posmaku

Miasto z całą mocą uderzyło w nową koncepcje minizoo, a mianowicie MiniZoo „Bajkowa Zagroda”. Miejsce wyłącznie turystyczne, z brakiem walorów edukacyjnych (na tablicach o zwierzętach pojawiają się błędy merytoryczne, brak też tłumaczeń tekstów na język niemiecki – a przecież Ogród Botaniczny UZ je posiada z uwagi na wspólną realizację projektów transgranicznych, podobne podwaliny ma minizoo), pozbawione funkcji naukowej. Do tego źle zaplanowane i wykonane (brak porządnego przyłącza energii elektrycznej, ogrzewania i brak przyłącza wody bieżącej, na terenie minizoo jest jedynie jeden hydrant, zakręcany na zimę – dlaczego Inspekcja Weterynaryjna zezwoliła na działalność takiego ośrodka?).

Bajkowe figury, które miały służyć za wystrój wspomagający opowiadanie znanych bajek przez pracowników minizoo, stały się źródłem konfliktu społeczników i licznych mieszkańców z ich zwolennikami i Urzędem Miasta. W 2011 roku, po rozstrzygnięciu zamówienia publicznego (ZP.271.34.69.2011), spośród 15stu złożonych ofert wyłoniono zwycięzcę – firmę z Olsztyna. Temat jednak umarł (nie było wówczas mowy o bajkowym minizoo) i wrócono do niego nieco później, aby firma głogowska (eM Pracownia Projektowa Architektury i Architektury Krajobrazu Małgorzata Sieledczyk) przygotowała z początkiem roku 2013 projekt funkcjonujący pod nazwą „Bajkowa Zagroda” przy Ogrodzie Botanicznym. Te dwie koncepcje to nie jedyne, jakie w międzyczasie się przewijały…

Fot. An Krasko

Prezydent Zielonej Góry raczył porównać kwestie gustów i skarg o kiczowatość figur do gustów muzycznych, dając za przykład stosunek ludzi do Disco Polo ( Kubicki: Figury w minizoo są jak „Ona tańczy…”. Spodobają się). Prezydenci miasta głosili, że minizoo powiększy liczbę gości dotychczas odwiedzających ogród botaniczny. Jest to oczywiste, gdyż zwierzęta zawsze znajdą więcej fanów niż rośliny, szczególnie wśród dzieci. Na prezydencką propozycję zakładu o wzrost atrakcyjności należy odpowiedzieć pytaniem, a co by było, gdyby kwotę przeznaczoną na zakup figur skierować w stronę interaktywnych placów zabaw, które rozkwitają na Zachodzie? Takich dopasowanych do miejsca, o charakterze przyrodniczym, spełniających wymogi pracy z dziećmi o zaburzeniach sensorycznych czy wręcz obciążonych niepełnosprawnościami? (wiele zróżnicowanych przykładów, w tym omawiane: The 50 Best Playgrounds in America czy outdoors)

Kto z Państwa zauważył, że miała zostać wykonana „wieżyczka obserwacyjna” a w jej miejsce postawiono ambonę myśliwską, którą zaraz po otwarciu MiniZOO „Bajkowa Zagroda” wyłączono z użytkowania (przepisy BHP) i nie wiadomo do dziś, w jakim celu tam stoi? Czy to nie dziwne, że wykonawcą i dostarczycielem jest ta sama firma, która nieprzerwanie świadczy usługę prowadzenia minizoo (nowosolska spółka Malpol)? Powiecie, bo jako jedyni złożyli ofertę. W 2016 roku do przetargu stanęła jeszcze jedna firma. Pytanie, dlaczego w 2016 roku kilkukrotnie anulowano i ogłaszano przetarg na prowadzenie minizoo?

Tego roku Uniwersytet Zielonogórski „oddał” Ogród Miastu i pieczę administracyjną przejął ZGKiM, uczelnia do dziś pełni już jedynie funkcje naukowo-merytoryczne nad ogrodem, który przecież od kilku lat jest miejscem prowadzenia ministerialnego ogrodu botanicznego (o czym była mowa w pierwszym akapicie), co stało się solą w oku wielu osób „z góry”.

Wróćmy do przetargu. Z reguły ten ogłaszany jest na dwa tygodnie przed wygaśnięciem terminu składania ofert. Jak to jest, że w przetargu Miasto wymieniało gatunki lub grupy zwierząt, idealnie pasujące do składającego ofertę? Czy rzeczywiście tak łatwo w ciągu tygodni pozyskać konkretny inwentarz żywy? Czy zamiast danieli nie mogłyby być lamy, a zamiast pawi indyki? (podoba uwaga do wykonania i dostarczenia konkretnych figur postaci bajkowych – te wskazała w projekcie firma głogowska; cytat: „domek z piernika baby jagi (300×200 cm h=220 cm), baba jaga (h=170cm), Jas (h=160cm) i Małgosia (h=160cm), królewna Śnieżka (h=170cm) i 7 krasnoludków (do h=120cm), domek grzybek ( h=250 cm, Ø250 cm), ławki łabędzie (h=155 cm, l=200m, s=90cm)”; koszt figur to ok. 350 tys. złotych).

Co z gadającym drzewem, które ma tylu samo fanów, co przeciwników wśród mieszkańców Zielonej Góry? Nawiasem wszelcy pracownicy podobnych placówek, którzy odwiedzali nasze minizoo czuli zakłopotanie czy zażenowanie widząc drzewo. Drzewo wykonane z tworzywa sztucznego w kompleksie obejmującego ogród botaniczny z żywymi drzewami – czy to nie paradoks? Czy nie byłoby słuszniejszym wynająć rzeźbiarza, który wykonałby drewnianą rzeźbę gadającego drzewa? Ciekawa wypowiedź pojawiła się w 2017 roku: „A co z atrakcjami, które czasem nie działają? – Jeśli chodzi o gadające drzewo, to gdy pada deszcz wyłączamy je, dla bezpieczeństwa, bo sprzęt ma części elektroniczne.” [kierownik MiniZOO] (Będą wielkie zmiany w minizoo). Naprawdę zainwestowano masę pieniędzy w element zabawowy bezużyteczny podczas deszczowej pogody?

fot. An Krasko

Na początku działalności minizoo „[…] twórca plastikowego parku, zarzeka się, że w zagrodzie wynajęci kaowcy będą czytać dzieciom bajki. – Obiekty mają posłużyć również jako eksponaty dla pracy animatorów z dziećmi. Czy ktokolwiek pomyślał np. jaka reakcja będzie dzieci, które zostają wprowadzone przez animatorów w świat bajek, z czytaniem bajek włącznie?” (Minizoo w Zielonej Górze: Plastic nie jest fantastic! [OPINIA]). Po kilku latach można spytać, gdzie ci animatorzy, bo poza panią przekrzykującą muzykę puszczaną przy wigwamie podczas imprez urodzinowych dla grup liczących ok. 25 dzieci, widać niewielu aktywnych animatorów. Czy ktoś widział akcje czytania bajek dzieciom? Jeśli tak, ile, jak często, czy są to akcje spontaniczne, a może zaplanowane odgórnie? Szkoda, że pieniądze zostały ulokowane w „plastiku”, natomiast transgraniczny partner naszego miasta (Cottbus) zainwestował adekwatną kwotę w budowę tygrysiarni w Cottbus Tierpark. Jedna z użytkowniczek portalu Facebook na profilu Bajkowej Zagrody napisała pozytywną opinię zaczynającą się od słów: „Cena jest zaskakująco niska, gdy przechodzimy przez bramę to tak jakbyśmy się przenieśli do innego świata, jest tam spokojnie i cicho. Przyzwyczajeni do hałasu,szybkości itp…, często zapominamy o kontakcie z naturą, a tam na pomoc przychodzi nam ogród botaniczny z bajkową zagrodą.” Tak rzeczywiście było przed powstaniem MiniZOO. Firma obsługująca kawiarnię i minizoo wystawia liczne kolorowe stoły i krzesła nie pasujące do drewnianego stylu infrastruktury ogrodu oraz elementy zabawowe zagłuszające choćby głosy ptaków krótkimi i zapętlonymi melodyjkami wprowadzając gości raczej w nastrój nadmorskich kramów czy Winobrania. Ponadto kable do tych zabawek leżą na chodniku i nie jeden gość się o nie zdążył już potknąć. Gdy przejrzeć opinie w sieci, które nigdy nie będą miarodajne z uwagi na proste mechanizmy sterowania opiniami w sieci, wiele odnosi się do ładnego otoczenia.

Fot. An Krasko

Otoczenie to jednak stwarza właśnie ogród botaniczny, o którego teren dbała uczelnia a w latach 2016 i 2017 uczelnia i ZGKiM. To, jak teren wygląda jest wykładnią działań bieżących oraz w dużej mierze tych realizowanych od początku działalności Ogrodu. Szkoda, że władza naszego miasta zwykła podkreślać wielką rolę firmy obsługującej MiniZOO w podniesieniu atrakcyjności kompleksu, a przy tym ignoruje lata pielęgnacji „przedsionka” MiniZOO. Ciekawe co by było, gdyby unijny projekt został zrealizowany jako osobny twór i osobnym wejściem goście wchodziliby do MiniZOO, wcześniej jednak nie zwiedzając Ogrodu Botanicznego.

Wątpić nie znaczy błądzić

Można zadać wiele pytań o zwierzęta. Na początek zaznaczmy jednak, że naturalną sprawą jest to, że zwierzęta nie żyją wiecznie, również niestety chorują i umierają. Dzieje się to w każdym zwierzyńcu na świecie, również zoo, szczególnie wiosną i jesienią (zmiany atmosferyczne). Zadajmy pytanie jednak o karolinki (gatunek kaczki). Karolinki były jednym z trzech gatunków (podobnie surykatki), które podarowało Cottbus Tierpark naszemu minizoo (miastu, nie usługodawcy). Dlaczego od kilku lat z zamówień publicznych zniknęły one jako zwierzęta wymieniane w dokumentach do zamówienia jako „zwierzęta, które zapewnia Miasto Zielona Góra”? Gdzie pojawiły się kaczki zza granicy? Gdy zmarła zimą 2017/2018 surykatka (przypuszczalnie choroba) pojawiła się nowa. Ale po kilku dniach od wpuszczenia trzeciej znowu zostały dwie. Co się stało znowu z trzecią? Czy słuszny jest brak kontroli nad przekarmianiem zwierząt, gdy zdarzają się dni zmasowanych wizyt gości kupujących w kulkomatach kulki z paszą?

Fot. An Krasko

Wątpliwości powinny budzić również inne kwestie. Na mocy zamówień publicznych o obsługę minizoo poczynając od 2014 roku uczelnia utraciła kontrolę nad budynkiem kas, w tym pomieszczenia kawiarnianego. Co w tym dziwnego? Ano, dlaczego celem nadrzędnym było prowadzenie obsługi minizoo, a w pakiecie doszło do tego prowadzenie kawiarni i obsługa kasy fiskalnej? Pojawiły się wówczas argumenty, że uczelnia nie wykorzystała swej szansy. Ale jak miała ją wykorzystać, skoro związana była zapisami umowy o dotację z funduszy Unii Europejskiej i ktokolwiek (Miasto czy uczelnia) nie mógł w latach 2007-2012 prowadzić typowej działalności komercyjnej? Teraz zaś nie jest możliwe podniesienie cen biletów, co również zahamowało rozwój na polu ekonomicznym, ponieważ teoretycznie dostęp do minizoo powinien być darmowy. Tak samo było w 2007 roku z ogrodem botanicznym, jednak brak opłaty wstępu niestety nie ograniczał napływu gości spożywających np. w ukryciu alkohol. Wprowadzenie minimalnych cen 1 zł i 2 zł stało się barierą, poprawiono zatem kwestie bezpieczeństwa w Ogrodzie.

Zmiany w 2018 roku

W 2018 roku sytuacja znowu się zmieniła. ZGKiM przekształcił się w ZGK i ZGM. Prowadzenie nadzoru powierzono ZGM (Zakład Gospodarki Mieszkaniowe)j, które ogłosiło zamówienie publiczne pod tytułem „Utrzymanie Kompleksu Przyrodniczo-Edukacyjnego (Ogród Botaniczny oraz Mini Zoo), znajdującego się na terenie miasta Zielona Góra”. Pomijając kwestie typu co ma „mieszkaniówka” do ogrodu botanicznego, to firma Malpol jako jedyna złożyła ponownie ofertę na świadczenie usługi prowadzenia obsługi … tym razem już kompleksu. Zatem spółka prowadząca na co dzień Park Krasnala w Nowej Soli i zajmująca się produkcją figur z tworzywa sztucznego ma odpowiedzialne zadanie przed sobą. Teraz już musi zadbać nie tylko o minizoo, ale i o ogród botaniczny. W jaki sposób ułoży się współpraca pomiędzy miastem, uczelnią i firmą? Przypomnijmy, że 30.01.2018 podczas posiedzenia Rady Miasta Zielona Góra dr Piotr Reda podsumował 10 lat działalności ogrodu botanicznego, wskazał również liczne uchybienia ze strony ZGKiM w związku z zawartym porozumieniem z UZ na rzecz współpracy w prowadzeniu Ogrodu (archiwum zapisów posiedzeń Rady Miasta: Archiwum audio obrad Sesji Rady Miasta Zielona Góra WARTO ODSŁUCHAĆ!). Zielona Góra to chyba jedyny przykład miasta dysponującego ministerialnym ogrodem botanicznym, które – studiując dotychczasową historię – nie widzi problemu w niestabilnym modelu prowadzenia takiej placówki.

W czym problem?

Kiedy i jak pojawił się problem? Otóż, dopóki Ogród Botaniczny utrzymywany był z dotacji Unii Europejskiej nie słychać było o wielkich problemach. Dokonywano licznych nasadzeń, organizowano imprezy i festyny rodzinne, było to miejsce zapewniające spokój i ciszę wszystkim tym, którzy zmęczeni byli zgiełkiem miasta. Oczywiście, ciężko utrzymać placówkę w ten sposób patrząc z perspektywą wielu lat, wszak po pięciu latach dotacja miała się zakończyć. Po tym czasie uczelnia i miasto co roku miało problemy z ustaleniem sposobu finansowania placówki. Sytuacja stawała się coraz bardziej niestabilna, aż doszło do wspomnianych wcześniej współpracy z ZGKiM, teraz zaś ZGM.

Trzeba tu zatem spytać o losy minizoo. Co firma obsługująca minizoo zaproponowała od 2014 roku? Ile imprez odbyło się, przewidzianych w zapisach umowy o świadczenie usługi obsługi minizoo, które zorganizowała zwycięska spółka (można wymienić tu „wystawy” replik grzybów czy dinozaurów – do figur też ludzie mieli mocno mieszany stosunek)? Czy indywidualnie organizowane imprezy urodzinowe to to, czego oczekuje społeczność Zielonej Góry? Dlaczego uczelnia z dotacji utrzymywała opłaty związane z mediami, z kolei firma już nie (w 2016 i 2017 całość kosztów za media ponosił ZGKiM).

Prezydenci Zielonej Góry – Janusz Kubicki i Krzysztof Kaliszuk – z reguły kontrują wszystkie zmiany argumentem, że za czasów Ogrodu w rękach uczelni nie udało się UZ-etowi zwyczajnie generować zysku pozwalającego pokryć koszty związane z obsługą czy mających służyć inwestycjom (np. na infrastrukturę czy zaplecze naukowe). Jak już wyżej wspomniano – zawsze zwierzęta budzą większe zainteresowanie niż rośliny, stąd liczba gości wzrosła w 2014 roku. Po wtóre, przez pięć lat uczelnia miała związane ręce – nie było mowy np. o wprowadzeniu kasy fiskalnej, wyższych cen biletów, opłat za wynajem powierzchni (np. kawiarni). Wreszcie, ogrody botaniczne i zoologiczne w pierwszym rzędzie pełnią inne funkcje niż cele zarobkowe. Te są jak najbardziej słuszne, ale nie za wszelką cenę, bez względu na jakość i ilość świadczonych usług czy sprzedawanych towarów.

Co mogliśmy mieć?

Mogliśmy mieć prawdziwy ogród botaniczny, prawdziwe minizoo, prawdziwe muzeum przyrodnicze i prawdziwy azyl dla dzikich zwierząt gatunków chronionych. Obecny ogród botaniczny walczy o zachowanie statusu, z kolei reszta… to rozwiązania prowizoryczne, których rozwój wiązany jest w Urzędzie Miasta z działaniami na rzecz rewitalizacji, czy „rewitalizacji”. Szkoda, że Miasto zapiera się i nie chce zrozumieć, że nie rewitalizuje się terenów zieleni. Urzędnicy na siłę jednak forsują propozycje dotyczące Wzgórz Piastowskich i okolicy, gdzie pod hasłem „rewitalizacja” roztaczają wizję rozbudowy minizoo czy budowy wieży widokowej (10.05.2018 ZGM ogłosił zamówienie publiczne nr 555177-N-2018; tytuł skrócony: „[…] rozbudowa kompleksu przyrodniczo – edukacyjnego (minizoo) przy ul. Botanicznej w Zielonej Górze Status: w toku”).

Pytanie, które rodzi się na miejscu – z czego utrzymać kompleks ogrodu botanicznego z przystającym minizoo, gdy już teraz są problemy, a dotacja na obsługę minizoo lada moment się zakończy? Czy dotacja związana z utrzymaniem drugiego etapu minizoo nagle wystarczy na całość? A jeżeli pieniądze jednak się znalazły, to dlaczego Miasto nie wróciło do umowy z uczelnią, w której by zapewniło finansowanie kompleksu. Byłoby to z korzyścią merytoryczną dla wszystkich: Miasta, uczelni i mieszkańców. Gdyby minizoo spełniało warunki prowadzenia ogrodu zoologicznego (pierwotna koncepcja) moglibyśmy oglądać gatunki chronione (propozycje sprzed lat obejmowały wydrę i żółwia błotnego w I etapie, a nawet łosia, wyłączonego z łowiectwa, lub niedźwiedzia w III etapie). Sprzyjałoby to wzmacnianiu wiedzy o przyrodzie wśród gości, szczególnie o zwierzętach krajowych i ich problemach. Stanowiłoby to potężną bazę dla przedszkoli, szkół i uczelni, jak również dla praktykantów realizujących studia z nauk biologicznych, zootechniki czy weterynarii. Kto wie, może byłoby to przyczynkiem, aby otworzyć w Zielonej Górze w przyszłości studia na kierunku weterynaria? Skoro UZ dał radę uruchomić prawo i medycynę? Ilu praktykantów odbyło praktyki zawodowe w „Bajkowej Zagrodzie”?

W przypadku gatunków chronionych byłaby możliwość wcielenie zielonogórskiej placówki do międzynarodowej sieci podobnych placówek, aby realizować na szeroką skalę projekty ochronne i wypuszczać zagrożone gatunki do środowiska naturalnego. Co, poza wymiarem hodowlanym i ochrony przyrody, stanowi doskonałą płaszczyznę dla wzniecania iskry empatii wobec zwierząt i ich losu, edukacji przyrodniczej oraz prowadzenia badań naukowych i gromadzenia materiału do mającego też powstać muzeum przyrodniczego. Był czas, że mówiono o przeniesieniu hodowli zwierząt egzotycznych z pracowni uniwersytetu do niewielkiego egzotarium, którego budowa była dyskutowana w ramach realizacji I lub II etapu budowy minizoo.

Fot. An Krasko

 

Co z Muzeum Przyrodniczym?

O nim też należy powiedzieć parę słów. W ramach prowadzonej pracowni hodowlano-muzealnej, o której napomknięto wcześniej, studenci i pracownicy podjednostki Wydziału Nauk Biologicznych UZ Muzeum Przyrodnicze gromadzili i opracowywali materiał biologiczny. Przykładowo skręcono szkielet żyrafy, który przez ok. 2 lata stał w holu WNB. Dziś ten szkielet oraz wspomniany już nosorożec biały są ozdobą holu Wydziału Biologii Uniwersytetu Gdańskiego. Dlaczego? Tego nikt oficjalnie nie wie. Jaki był powód takiej decyzji Wydziału? Celem pierwotnym skręcenia szkieletów było ich umieszczenie w budynku muzeum przyrodniczego. Te, jak wiemy, nie powstało. Lokalizacja muzeum też się zmieniała – proponowano pałac w Nowym Kisielinie, który pierw należałoby odrestaurować (to tu funkcjonowała pracownia hodowlano-muzealna WNB UZ), proponowano las przy Ogrodzie Botanicznym (teraz tam jest MiniZOO), zaproponowano wreszcie budynki po LUMELu przy Dąbrowskiego.

LCB miało mieścić się w Starym Kisielinie, fot. Sebastian Pilichowski

Tu powstało jednak coś innego, acz podobnego. W tym sęk. W Centrum Przyrodniczym możemy poznawać przyrodę za pomocą urządzeń. Symulacje, pokazy – niezaprzeczalnie są to cenne możliwości. Szczególnie najmłodszym zajęcia w Centrum Przyrodniczym mogą pomóc zrozumieć rozmaite zjawiska i procesy. Wadą urządzeń jest jednak to, że z czasem się psują. Co wówczas? Czy za kilka lat Miasto znajdzie pieniądze w budżecie Miasta na serwis? Póki co sytuacja Centrum Przyrodniczego jest stabilniejsza niż Ogrodu i MiniZoo. Tu duży udział ma uczelnia, jednak należy pamiętać, że podobnie było na początku działalności Ogrodu. Jak będzie za lat kilka?

Ponadto, zgodnie z globalnymi trendami prowadzenia edukacji i działalności muzealnej należy łączyć metody klasyczne z nowoczesnymi technologiami. Urządzenia są na miejscu. A okazy? Kolekcje roślin, zwierząt, DNA…? Banki danych, banki materiału biologicznego? Dlaczego w Centrum Przyrodniczym gość nie ma szerokich możliwości kontaktu z żywą przyrodą lub pamiątkami po niej? I nie chodzi tu o to, aby uczynić z CP kolejne minizoo pod dachem czy ekspozycję ogrodniczą (z drugiej strony czemu nie?). To jest również to, czego oczekują ludzie.

Jakie cele realizuje CP? Z pewnością jest to edukacja przyrodnicza, ale w ograniczonym sensie, ponadto stanowi atrakcję turystyczną (na ile dużą każdy musi sobie odpowiedzieć sam), m.in. poprzez organizację spotkań z podróżnikami czy imprez. Co mogliśmy mieć? Okazy (szkielety, skamieniałości, gabloty z owadami) plus techniki nowoczesne – miało to służyć wzmacnianiu ruchu turystycznego w mieście, celom edukacyjnym oraz naukowym. Takiego miejsca brakuje w Polsce. Do dziś nie powstało w kraju muzeum przyrodnicze w prawdziwym sensie, które choćby w najmniejszym stopniu chciałoby aspirować do tego, co reprezentuje sobą po latach Muzeum Historii Naturalnej w Londynie i innych dużych miastach Zachodu. A jako Polacy dysponujemy zbiorami, które czekają na taką okazję, jak powstanie muzeum przyrodniczego. Przykładowo muzea w USA coraz powszechniej digitalizują swe zbiory. Oznacza to, że np. można w domu lub na miejscu oglądać czaszki rzadkich zwierząt w 3D na monitorze komputera. Ale samo oglądanie to nie rozwiązanie. Natomiast dodana do tego kolejna wartość: możliwość wykonywania pomiarów długości, szerokości, odległości punktów od siebie, wyliczanie objętości puszki mózgowej to potężne narzędzie edukacyjno-badawcze. Mówiono przed laty też o zielonych ścianach z automatycznym systemem oświetlenia i nawadniania czy stworzenia herbarium, w którym można by było gromadzić zbiory roślinne.

Zobaczymy, co czas przyniesie, ale zarówno MiniZOO i Centrum Przyrodnicze zdecydowanie są na straconej pozycji, gdyby chciały zawalczyć o nobilitację i uzyskanie statusu, który był pierwotnie w planach. Niestety do dziś media i ludzie mylą terminy centrum przyrodnicze i muzeum przyrodnicze. Jeszcze jedno niestety. Dziś utworzenie muzeum przyrodniczego w Zielonej Górze graniczy z cudem, zmarnowaliśmy swoją szansę. Od pewnego czasu nieśmiało pojawiają się sygnały ze stolicy o potencjalnych lokalizacjach i rozmachu inwestycji (Czy w Warszawie powstanie Narodowe Muzeum Przyrodnicze?).

Centrum przyrodnicze, fot. An Krasko

Azyl azylowi nierówny – potrzeby a rzeczywistość

Czwarty element układanki – funkcjonujący przy Ogrodzie Botanicznym “Ptasi Azyl” Ośrodek dla zwierząt chronionych prawem również powstał w formie okrojonej. Po pierwsze, dlaczego powstał. W naszym województwie brakuje wybitnie miejsc, które zajmują się opieką nad zwierzętami dzikimi, szczególnie chronionymi. Najczęściej dotyczy to ptaków. Wiosna i jesień to pory roku, gdy w znacznej mierze ptaki ulegają wypadkom czy są niesłusznie odbierane przez ludzi rodzicom (problem podlotów). W granicach obecnej Zielonej Góry funkcjonuje w Starym Kisielinie Ośrodek Rehabilitacji dla Zwierząt Dziko Żyjących. Ośrodek nie był w stanie wielokrotnie sprostać wysokim potrzebom, co nie jest tu przytykiem, a zwyczajnie ograniczonymi możliwościami wynikającymi z powodów finansowych, dysponowanych zasobów ludzkich i miejsca.

W związku z powyższym coraz prężniej rozwijająca się pracownia hodowlano-muzealna WNB działająca już w Nowym Kisielinie stała się miejscem odgrywającym coraz większą rolę w pomaganiu zwierzętom. Schronisko, Biuro Ochrony Zwierząt, OTOZ i ludzie prywatni zgłaszali więcej i więcej zwierząt. Pojawiały się zgłoszenia z Zielonej Góry, a z czasem z coraz dalszych miejsc w województwie. Był czas, że ośrodek w Starym Kisielinie zawiesił działalność, problem narastał (Niby zielone Lubuskie, ale bez azylu dla dzikich zwierząt). W wyniku audycji radiowej Między Nami Zwierzętami w Radio Zachód i nacisków społeczników doprowadzono do sytuacji, gdy ulokowano propozycję budowy azylu dla zwierząt chronionych w budżecie obywatelskim. Jest to nieco żenujące, że struktura, która powinna funkcjonować w mieście szczycącym się wielką lesistością i ogromnymi zasobami przyrodniczymi, pojawiła się na liście zadań małych w 2015 roku (Budżet Obywatelski 2015). Oddano w ręce obywateli decyzję o powstaniu lub nie azylu. A gdyby decyzja była negatywna? Niemniej udało się. Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Gorzowie Wlkp. dofinansowuje działalność powstałego “Ptasiego Azylu” Ośrodka dla zwierząt chronionych prawem. Pracuje tam dwoje pracowników na niepełnym etacie, starających się sprostać zgłoszeniom, które pojawiają się siedem dni w tygodniu o każdej porze dnia i nocy. Skandaliczne jest to, że Azyl nie ma przyłącza mediów.

Znów pojawia się pytanie jak przy MiniZOO – co na to ludzie odpowiedzialni za prawo weterynaryjne i budowlane? Pojawia się też kolejne pytanie. Dlaczego Azyl został ulokowany na tyłach MiniZOO? Po pierwsze ptaki dzikie i hodowlane mogą przenosić na siebie łatwiej choroby w tej sytuacji. Po drugie, czy to zgodne z założeniami prowadzenia projektu MiniZOO (warunki dotacji!), aby przekształcać część wyznaczonego terenu pod kątem założenia Azylu? Finalne pytanie. Co z Azylem przy rozbudowie MiniZOO? Jedynym możliwym kierunkiem MiniZOO jest powiększenie terenu o ten znajdujący się właśnie za Azylem (obok biegnie droga przeciwpożarowa). Wówczas Azyl stanie się ciasną wyspą bez możliwości rozbudowy w przyszłości, dwa bez strefy buforowej oddzielającej Azyl od MiniZOO, trzy skomplikuje pracę pracownikom Azylu z uwagi na ruch turystyczny, ponadto hałas nie wpływa korzystnie na chore zwierzęta. Jeszcze jedno. Jeżeli ruszą prace nad rozbudową MiniZOO za Azylem, Azyl na mocy prawa będzie musiał wstrzymać działalność do momentu ustąpienia warunków szkodliwych dla przetrzymywanych pacjentów. W zamówieniu publicznym ogłoszonym przez Zakład Gospodarki Mieszkaniowej (maj 2018) ujęto ten problem:

Na etapie projektu należy zwrócić uwagę na istniejący Ośrodek Rehabilitacji zwierząt zlokalizowany na terenie istniejącego MiniZOO. Konieczne jest zaprojektowanie strefy buforowej między klatkami zwierząt w ośrodku, a nowoprojektowanymi budynkami oraz zabezpieczenia projektowanych mediów. Zaleca się przeniesienie Ośrodka Rehabilitacji w inne miejsce – nawet na inną działkę. W związku z powyższym projekt należy uzgodnić z Regionalną Dyrekcją Ochrony Środowiska.

Wniosek jest jeden jedyny właściwy – Ośrodek Rehabilitacji (aka Azyl) MUSI zostać przeniesiony (zamiast zaleca się).

Słowo na koniec

Podsumowując, wszystkie cztery elementy planowanego pierwotnie Lubuskiego Centrum Bioróżnorodności działają nie tak jak zakładano. W najlepszej „sytuacji merytorycznej” jest Ogród Botaniczny UZ, który wszedł do Rady Ogrodów Botanicznych i Arboretów w Polsce i posiada szerokie możliwości do samorozwoju, mimo licznych kłód pojawiających się co roku pod nogami pracowników. Co do pozostałych trzech struktur – Miasto nie wykazało zaangażowania, aby zrealizować powyższe projekty zgodnie z sugestiami ze strony osób merytorycznie przygotowanych i zaznajomionych z problematyką prowadzenia takich jednostek. W Zielonej Górze powszechna jest bylejakość i wciskanie mieszkańcom, że to, co dostają z łaski urzędników to szczyt spełnienia ich marzeń. No właśnie, czyich?

Łazienki, warszawa, wolno bytujący paw. Fot. An Krasko

Czy nie mogło być lepiej? Czy nie moglibyśmy dziś rozliczyć działalności Lubuskiego Centrum Bioróżnorodności dopingując jego rozwój i szczycąc się pierwszym takim centrum w kraju? Czas pokazuje, że chyba nie zasługujemy na to, skoro jest tak dużo nacisku, aby stworzyć w Zielonej Górze drugi Park Krasnala. Każde miejsce ma swój charakter i należy to docenić, niemniej przyrodniczy kompleks przy Botanicznej powinien zachować również swój charakter.

Parkowe zoo w Berlinie. Wybieg dla danieli. Fot. An Krasko

Zobacz linki i skonfrontuj zapowiedzi ze stanem faktycznym, bo tegoroczne obietnice zdają się być tzw. „kiełbasą wyborczą”. Oceń również, co MiniZOO zaproponowało Ci od 2014 roku i gdzie szukać różnorodności oferty tego tworu.

2009 rok

W Zielonej Górze będziemy mieć muzeum przyrodnicze

Bioróżnorodność na UZ

LCB – MP w Zielonej Górze

Nowe Centrum Bioróżnorodności-Muzeum Przyrodnicze w Zielonej Górze

2013 rok

Zwierzęta nam uciekają, czyli co z naszym minizoo

Powstaje Bajkowa Zagroda z gadającym drzewem

Budowa terenu rekreacyjnego o nazwie „Bajkowa Zagroda” w Zielonej Górze. Status: unieważniony

2014 rok

Minizoo w Zielonej Górze: Plastic nie jest fantastic!

Kubicki: Figury w minizoo są jak „Ona tańczy…”. Spodobają się

Bajkowa Zagroda otwarta

Minizoo gotowe. Kicz czy świetna atrakcja

Zapraszamy do zabawy w minizoo!

Galeria i planetarium

Dlaczego w Polsce tak trudno uratować jednego bociana

Zobacz, jak wygląda Bajkowa Zagroda

2015 rok

Budżet Obywatelski 2015

Będzie schronisko dla dzikich zwierząt. Kto poprowadzi?

2017 rok

Będą wielkie zmiany w minizoo

Wiosna zawitała na dobre do minizoo w Zielonej Górze. Zwierzęta też to czują

Rozbudowa mini zoo

Czy w Warszawie powstanie Narodowe Muzeum Przyrodnicze?

2018 rok

30.01.2018, archiwum zapisów posiedzeń Rady Miasta

Zakład Gospodarki Mieszkaniowej, BIP, zamówienie publiczne 2018

Co z rozbudową MiniZoo? Prezydent odpowiada

10.05.2018, Zakład Gospodarki Mieszkaniowej, BIP, zamówienie publiczne 2018: Opracowanie dokumentacji projektowej i wykonanie robót budowlanych dla zadania „Wykorzystanie dziedzictwa przyrodniczo – kulturowego do rozwoju turystyki w obszarze przygranicznym” – rozbudowa kompleksu przyrodniczo – edukacyjnego (minizoo) przy ul. Botanicznej w Zielonej Górze

GALERIA