Dlaczego ratować?

Powszechnie nazywane są nieużytkami i postrzegane jako tereny pod zabudowę, bo przecież nikt z „nich nie korzysta, oprócz właścicieli psów” . Pomijając fakt, że psy też muszą gdzieś się załatwiać (a właściciele po nich sprzątać), to tereny takie są potencjałem miasta w temacie klimatycznych miejscówek, a nawet alternatywnych szlaków turystycznych! Zachowanie klinów zieleni i miejsc przyjaznych mieszkańcom, powinno być priorytetem w ściśle zabudowanym centrum miasta. Nie ma szans na ich odbudowanie, a co dopiero tworzenie nowych. Takie półdzikie oazy zieleni są oddechem dla miasta, filtrem dla powietrza i akumulatorem dobrego samopoczucia. Tworzą też historyczną tkankę, pozostalość idei MIASTA OGRODU.  Każdy powinien mieć dostęp do zieleni (nie rabatowej) i odpoczynku w naturze jak najbliżej swojego miejsca zamieszkania. Także edukacja najmłodszych powinna zaczynać się na lokalnym podwórko.

SadoMiasto

Inicjatywa oddolna

Stary sad przy Ogrodowej/Fabrycznej przez dziesięciolecia był zapuszczony i zaśmiecony. Niegdyś była to część ogrodu mieszkańców domku przy Ogrodowej12, ale dawno temu został odebrany mieszkańcom przez miasto – lata temu planowano teren sprzedać pod zabudowę lub puścić tamtędy drogę do ul. Sikorskiego.  Sadem, jako dobrem ogólnym, nikt się nie interesował przez lata. Dopiero grupa aktywistów wpadła na pomysł o włączenie go do ogólnopolskiej akcji społecznej pt. Nasz ogród społeczny. Cel prosty: reaktywować ogród! Akcję rozpoczęto w 2015r. Miasto zgodziło się na takie wykorzystanie terenu.

Uporządkować sad – w wolnym czasie własnym – nie było łatwo. Było trzeba uwinąć się z tym do wiosny, zanim bujna roślinność nie przykryła śmieciowych fałd. Toteż porządkowanie trwało dwa lata (!). Za pierwszym razem grupę inicjatorska SadoMiasto zastała wiosna.  Dopiero w bieżącym roku (2018) można powiedzieć, że teren zielony został przywrócony do stanu używalności po zebraniu 8 worków śmieci. Jednakże inwentaryzacji  i usunięcia wymagają potencjalnie niebezpieczne elementy (wyrzucony gruz z budowy, metalowe pozostałości po ogrodzeniu, czy pozostałości pobitych szkieł czające się w zakamarkach).

W międzyczasie wykiełkował pomysł na ogród zabaw. Mieszkańcy napisali wniosek o inicjatywę lokalną. W tym roku nie udało się jej zrealizować z racji braku kompetentnej jednostki w Urzędzie Miasta. Przełożono na kolejny rok. Mimo to sad żyje. I jest miejscem pełnym magii.

Naturalne miejsca zabaw

Nasze „nieużytki” mają zazwyczaj niepowtarzalną atmosferę i charakter. Każdy jest inny. Dlatego nie sprawdza się porównywanie takich terenów do tradycyjnych parków czy placów zabaw. Sad ma charakter szczególny, bo jest pełen drzew owocowych – od jabłek po czarny bez i winogrona – truskawek, chrzanu, czy powszechnie nie lubianych pokrzyw (całkiem nie zasadnie).  Stąd naleśniki z owocami podczas sąsiedzkiego podwieczorku. Sad jest pełen pomysłów na zabawę: wspinanie na drzewa, szukanie jeży w tunelach wśród wysokich traw, czy sznur-huśtawka zawieszona na drzewie (dawno, nie wiadomo przez kogo), zabawa patykami, liśćmi, obserwacja ptaków i co jeszcze dzieciom przyjdzie do głowy. Totalna wolność. Przy czym jest na tyle duży i inspirujący, że trzyma najmłodszych w ryzach, bez szczególnego ogradzania terenu.

Fot. An Krasko

Wiele można by mówić i pisać o przewadze naturalnych miejsc zabaw względem narzuconym formom zabawy. Tzw. komercjalizacja zabawy dzieje się na potęgę i towarzyszy jej odejście od zasobów natury, często nawet jeśli zabawa jest usytuowana np. w parku. Jednak urządzony park i równo przycięte trawniki to nie to samo co niemal dziewicze tereny. To one dają dzieciom pełną paletę możliwości zabawy. Urządzone place zabaw służą niestety najczęściej dorosłym – ładne, estetyczne i potencjalnie bezpieczne, czyli „mamy dziecko na oku”. Jednak w najbardziej naturalnych sytuacjach dzieci (i dorośli też, bo uczymy się całe życie) zdobywają najbardziej cenne doświadczenia i umiejętności. Dziecko wychowane w takim otoczeniu jest odporniejsze, bardziej otwarte, sprawniejsze, mniej apatyczne i bardziej empatyczne.

Dlatego wykorzystujmy i czerpmy z genius loci naszych zielonych oaz. To samo zdrowie. Przy planowaniu przestrzeni bądźmy czujni i wrażliwi. Takie tereny dają możliwość krok po kroku tworzenia miejsca bardziej przyjaznego i nie potrzeba do tego wielkich programów inwestycyjno-rewitalizacyjnych. Przeciwnie. Wielkie pieniądza mogą zniszczyć naturalny potencjał drzemiący po miejskich zakamarkach i podwórkach.

An Krasko  

GALERIA